niedziela, 24 maja 2020

Niebo




DROGA                                                  
Droga… każdy nas na drogę został zaproszony w dniu swego urodzenia - to już pierwsze zrządzenie Bożej opatrzności i cud Jego miłości.                               Zaczynając od samego początku naszego istnienia. Droga dla każdego inna, inna bo każdy z nas przecież porusza się innym środkiem transportu.  Każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, obdarzony talentami sobie właściwymi. Ma takich, a nie innych rodziców… Pochodzi z miasta, wsi… przeszedł takie, a nie inne perypetie w swoim życiu. W naszej myśli  „Gorszy” środek lokomocji, a w oczach Boga jest taki jaki akurat Tobie i mi jest potrzebny. Nie potrzeba tutaj porównywania, doszukiwania się. I tu przywołam mój poprzedni wpis „ nie ma drugiego takiego samego kwiatu w ogrodzie Boga”. Po prostu trzeba to przyjąć, nie dociekać, nie analizować, lecz w 100% talent, dar wykorzystać. I nie chodzi o to, by robić wielkie akcje, ewangelizacje, być nieomylnym, super na maxa. Bóg daje nam często znaki w postaci porażek, zwątpień, rozczarowań, po to by na Niego zwrócić swoje oczy.
Zauważyć najmniejszego, najbiedniejszego na drodze to jest chyba najtrudniejsze zadanie. A może często tym najmniejszym i najbiedniejszym jest nasz sąsiad, kolega z pracy…? Bo łatwiej zobaczyć ludzi w przedniej szybie (tych, których widać, wygodnych nam, dających lub oferujących jakieś dobro). Tych którzy stoją z boku zauważyć jest ciężko.  którzy są niemniej wartościowi i „bogaci inaczej”. Bo tak naprawdę ich się boimy, ponieważ oni często są naszym papierkiem lakmusowym. Boimy się odkrycia słabości, popsutej części naszego środka transportu. Boimy się wyciągnąć naszą rękę w prośbie o pomoc.
W każde ludzkie serce Bóg wpisał mapę (projekt). Nasze pragnienia odsłaniają ten projekt bardzo powoli. A projekt ujawnia nasze przeznaczenie. 
Ktoś kiedyś napisał mi w życzeniach bym nigdy nie uciekała od swojego przeznaczenia… czyli od planu jaki Pan Bóg dla mnie przygotował.
GPS-y różnie nas prowadzą, zakręty, polne drogi, może chciało by się szybciej, a jednak nasz GPS prowadzi dłuższą drogą, lecz bez korków. Aby nie zboczyć z drogi potrzeba byśmy jechali przez taką polna drogę. Potrzeba, abyśmy wjechali w tę kałużę, a nie ją omijali. Problemy i trudności są po to, by je rozwiązywać. Nie uciekać przed sobą, przed drugim człowiekiem. Nie mówić „koniec tematu” „nie wałkujmy tego”, bo to zwyczajna ucieczka i szukanie skrótów, po najmniejszej linii oporu tzw. stabilna niestabilność.
Każda chwila rysuje w naszym sercu coś zupełnie niepowtarzalnego. Czy są to radosne czy smutne chwile każda z nich ma sens, może ukryty w tym momencie. 
Droga ciągle trwa w twoim i moim życiu. Ciągle przejeżdżamy masę kilometrów, lecz trzeba uważać, by nie zgubić celu. A celem wcale nie jest miejsce, celem jest OSOBA drugi CZŁOWIEK, celem ostatecznym jest BÓG.                                                                    
I ważne jest, by jak uczniowie z dzisiejszej Ewangelii patrzeć w NIEBO- PARADISO nie jak na cukierkowe,  błękitne pole z chmurkami, lecz jak na coś konkretnego co może stać się twoim i moim udziałem.


sobota, 16 maja 2020

Kwiat







KWIAT






Odpowiedzialność za jakieś dzieło, które totalnie nas przerasta staje się niejednokrotnie motywem do tego, że zostawiamy i pomijamy to co było naszym udziałem do tej pory. Zostawiamy osoby, które były obok. Zostawiamy rzeczy, które w pewnym momencie były dla nas ważne.
I jeszcze jeśli coś nie idzie po myśli takiej jaką sobie wykreowaliśmy - „nic mi nie wychodzi” „nie tak miało być”. Jak często towarzyszy nam to pytanie? Jak mogło się tak stać skoro miałem/miałam ku temu by wyszło wszelkie możliwe zasoby, predyspozycje? Zapętlamy się w tym wymagając od innych by działali w taki sposób jak my.
Ja nie będę taki jak Ty, a Ty nie będziesz taki jak ja. 
Nie ma takiej opcji, by w ogrodzie Pana Boga powtórzył się choćby jeden kwiat. Mogą być podobne, ale nigdy jednakowe. Wszystkie są unikatami w ogrodzie Boga- najlepszego ogrodnika. Nie ma przypadku w tym, że jesteś w takim, a nie innym miejscu, obok takich nie innych kwiatów. Chodzi jednak o to by każdy mógł rosnąć według pomysłu Ogrodnika, a nie pomysłu innych kwiatów.  

Bóg nie daje warunków wstępnych, „aneksu do umowy”:
 – Będziesz taki i taki to Cię powołam;
- Zmienisz siebie w taki i taki sposób to zobaczymy.
- Zrezygnujesz z tego to się z Tobą zaprzyjaźnię.
- Będziesz żył w taki sposób, to będę Cię szanował i lubił.


U Boga nie ma i nie będzie stwierdzenia „nie nadajesz się”, „jesteś za bardzo”, „nie jesteś dosyć”. Stawia Cię tam gdzie jesteś, z tymi nie innymi ludźmi, z całą historią, wydarzeniami z twojego życia mniej lub bardziej chwalebnymi.  I Cię kocha.                                                                           Oczekuje od Ciebie odpowiedzi na miłość i zaufania - tylko lub aż tyle. Działa przez twoje słabości, cicho towarzyszy byś je mógł/a pokonywać. Kiedy pozwolimy mu na wejście w nasze życie, na inwazję Bożej miłości, to na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą „fanatyk”, „wariat” bo ich zdaniem to nie będzie nasze miejsce, nasza misja.  Pamiętaj o tym, że jedynym Panem nad planem naszego życia jest Bóg!





niedziela, 10 maja 2020

Jubileusz







                       JUBILEUSZ








34 lata temu moi kochani rodzice powiedzieli sobie przed Bogiem, że do końca swoich dni będą się wspierać i kochać. I choć nie ma ich już z nami, to wierzę, że tam gdzie śmierć już nie panuje są i świętują tam swój jubileusz.
I mogą doczepić się tu teolodzy, sama jestem niby takim jeszcze niedoszłym… Ale skoro w niebie jest sama MIŁOŚĆ… Nie chcę tutaj urządzać nie wiadomo jakich wywodów mniej lub bardziej teologicznych. Ale kiedy słyszę pytanie od kogoś przeżywającego jakąś trudność, cierpienie „gdzie był Bóg?” „Dlaczego tak się stało?” „Przecież tyle jeszcze było przed nimi”, „Czy Bóg nie widzi?”, to tak jakbym słyszała siebie sprzed dwóch lat.

Dokładnie 10 maja 2018 roku doszła do mnie wiadomość o raku trzustki u mojego taty. Wynik z łacińską nazwą (wtedy naprawdę pożałowałam znajomości tych nazw z biologii). Nie chcę tutaj się żalić i opowiadać jak to było…
 Chcę podzielić się doświadczeniem bliskości Boga w moim życiu, w życiu moich rodziców. Mega prości ludzie, pracowici i jak się okazywało na każdym kroku mega wierzący. Nie bez problemów, czasem mniejszymi, a czasem większymi. Mama księgowa, tata kierowca na rencie. Ale zawsze razem. Oddani swojej pracy, ludziom, rodzinie.
I ktoś może powiedzieć… - wiara, a właściwie co to takiego, co ona im dała?

Wiara była fundamentem ich życia. Fundament to Chrystus i słyszymy to wielokrotnie w Ewangelii. Słyszymy, słuchamy ale czy słyszy to nasze serce?. Bo budowle można wznosić nie wiadomo jak wysokie i jak okazałe. Ale jeśli fundament jest kiepski to wszystko się posypie. Wierzyli w Boga, który mimo wszystko jest z człowiekiem, który przebacza, który naucza, który pokazuje na drogę jaką mamy iść. Oni nigdy nie przygotowywali sobie latarek, którymi my często oświetlamy sobie grunt pod nogi, aby się nie przewrócić. Człowiek wiele razy się przewróci, mądrość polega na tym, by z tego upadku wstać silniejszym i wierniejszym w pełnym zaufaniu, bo to On jest światłem oświecającym. Nigdy nie wybiegali w daleką przyszłość, nie układali planów na wakacje, które przeważnie spędzali razem w domu, na wspólnej pracy, odpoczynku w gronie rodziny. Tacy właśnie byli… I mimo tego, że po ludzku świat im się posypał to ufali w to, że taką drogą prowadzi ich ŚWIATŁO- Chrystus.

Bardzo Wam kochani rodzice dziękuję, że nauczyliście mnie wiary, nie logiki i filozofii. Choć dbaliście o rozwój mojego brata i mnie i cieszyliście się każdym naszym sukcesem. 
Dziękuję, że nauczyliście mnie pracy i oddania drugiemu. 
Nauczyliście mnie miłości i służby bez specjalnych zaproszeń. Nauczyliście mnie życia, nie owianego wygodą i bogactwem. Nauczyliście mnie uczciwości i prawdy.

Bardzo Was Kocham.

piątek, 8 maja 2020

Trudne relacje II

Trudne relacje 


PART II


Na początek opowiadanie (uprzedzając- nie moje).




Pewnego dnia doszło do dyskusji między Północnym wiatrem a Słońcem. Dyskusja dotyczyła tego, które z nich jest silniejsze. W tym czasie na drodze pojawił się podróżny i Słońce zaproponowało sposób rozstrzygnięcia sprawy. To z nich które zdejmie płaszcz z podróżnego będzie silniejsze.
Wiatr przyjął wezwanie i Słońce skryło się za chmurą.
Wiatr zaczął dmuchać. Ale im mocniej dmuchał tym mocniej podróżny okrywał się płaszczem.
Wiatr posłał deszcz i grad, ale to powodowało jeszcze mocniejsze okrywanie się płaszczem przez podróżnego. W końcu zdesperowany Wiatr poddał się.
Słońce wyjrzało zza chmury i zaczęło świecić na podróżnego. Po upływie kilku chwil podróżny zdjął płaszcz. "Jak Ty to zrobiłeś?" - spytał Wiatr.
"To było łatwe"- odpowiedziało Słońce. "wystarczyło rozświetlić dzień".



Kiedy decydujemy się otworzyć przed kimś serce, nie kryć w szuwarach swoich przeżyć i teorii wtedy decydujemy się KOCHAĆ i BYĆ KOCHANYM. 
Miłość nie jest tania i łatwa- Jezusa kosztowała krzyż.
 Dlaczego więc nie wierzymy Jezusowi "udoskonalonemu przez cierpienie", że to samo może zrobić z naszym sercem? 
Piękny jest ten człowiek, który ma serce poszerzone o cierpienie, przez płacenie wysokiej ceny za miłość uczciwą i prawdziwą, bez oczekiwania wzajemności.
I można się burzyć, kłócić, szukać logicznych argumentów...
Często jednak nie znajdziemy ich wcale, a kłótnie z całym światem spotęgują tylko ból w nas samych.
Prawdziwe piękno to nie coś co można wyrzeźbić, wymalować, upudrować. Piękno to istota, która zamieszkuje w każdym człowieku. I dopóki tego piękna nie zauważymy w każdym człowieku również tym, który jest nam dany to będziemy słabi.
 Czy można być słabym w relacji z drugim człowiekiem? Jasne, że tak. jeśli traktujemy drugiego połowicznie i w naszych oczach nie ma on żadnej wartości. 
Akceptacja swoich zalet chyba nikomu nie przychodzi trudno, ale już akceptacja wad...
Bo wszystko jest pięknie i kolorowo kiedy ktoś inny podkłada nam pod nos wszystko co chcemy, udowadnia nam na tysiąc sposobów swoje oddanie... lecz czy to jest miłość, przyjaźń...? 
Relacja domaga się podążania razem, nawet jeśli szybkość naszych kroków się znacznie różni.
Można rozwalić najgrubszy mur, który rośnie przez kolejne i wciąż nowe pseudo "problemy", można stopić najbardziej zamarznięty lód... można zdjąć płaszcz naszych problemów, wad, nienawiści tylko przez MIŁOŚĆ.

Drugi człowiek to nie problem do rozwiązania. To tajemnica niosąca radość. Może teraz tej radości nie widać... Ale czy tak naprawdę chodzi nam o uśmiech na twarzy, który raz jest raz go nie ma...?
 To też jest ważne ale czy nie większa radość będzie z kogoś kto dojdzie TAM? 


środa, 6 maja 2020

Trudne relacje I


Trudne relacje

Można by snuć na ten temat całe historie i każda by tworzyła jakąś naprawdę niebagatelną ilość mniej lub bardziej zachwycających dziełek.










PART I.

W twojej relacji od jakiegoś czasu czujesz zmianę... myślenia, mówienia, zachowania. Boisz się każdego  słowa, które chcesz wypowiedzieć do tej osoby, boisz się wspólnych spotkań. Bo coś znów będzie nie tak, bo będziesz inaczej odczytany/a. Czujesz niepewność.Czy zostaniesz znów potraktowany jak kartka papieru (popisana już na nic się nie zda)?
 A przecież było tak bardzo w porządku. Przypominasz sobie najlepsze momenty, wspólne chwile, wspólne akcje. Teraz każda akcja kończy sie wyrzucaniem wszystkiego, wyciąganiem wniosków bardziej dotykających, dowalających, by mocniej i głębiej zranić.
I możesz zadawać sobie pytanie "co znowu?" "co zrobiłem/am" i szukasz odpowiedzi w sobie szukasz błędu jaki na pewno popełniłeś/aś. Chciałeś/aś tylko być obecny/a.
Wszystko się posypało. Może za bardzo szukałeś aprobaty, potwierdzenia tego, że jesteś ważny i wyjątkowy...może za bardzo chciałeś pomóc, może starałeś się by ten drugi się nie bał. Może czasem jednak warto nie ujawniać się ze wszystkim bo ten drugi jeśli nie zależy mu na Tobie może to wykorzystać. Może...
Ale czy byłbyś/byłabyś w pełni człowiekiem nie angażując się i nie kochając?
 Kochając bezinteresownie, nie czekając na rewanż z tej drugiej strony narażamy się na zranienie.
Obietnica, że już nigdy nie będzie już nigdy burzy-...hm ?
Skutki burzy nigdy nie znikają do końca zostają połamane drzewa, gałęzie...strach przed nadejściem kolejnej, ciemnej, gradowej chmury. Z każdą kolejna burzą pojawia się coraz większy lęk, czy okaże się mocniejsza, bardziej gwałtowna, a jej skutki bardziej dotkliwe. Zamykasz się bardziej bo boisz się zranienia. Ale pojawia się też nadzieja w postaci słońca, które wygląda zza chmur....
bo nadal kochasz !!!
I może już nigdy nie będzie jak dawniej, bo coś rzeczywiście pękło, posypało się...lecz nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za drugą osobę, chęci pomocy i miłości.

piątek, 1 maja 2020

Dmuchawce


Dmuchawce…

Nie będzie to dalszy ciąg piosenki „Dmuchawce, latawce, wiatr..” ani też omówienie anatomiczne tej „zacnej” rośliny. Każdy zna mlecze i dmuchawce, które z nich potem zostają.  I może nie jest to unikatowa roślina, bo pamiętam jak z moją mamą tępiłyśmy „te dziady” gdzie tylko się dało… w ogrodzie, w trawniku.  Beznadziejne, uporczywe chwasty.
Niby nic wyjątkowego, a jednak.  Nazwa mlecza z łaciny jest równie ciekawa dens  leonis- zęby lwa. Lew oznacza przetrwanie, wewnętrzną siłę, ale też pokój i odwagę. Jak to się łączy. Każdy z nas chciałby taki być. Ale każdy to pragnienie ma w sobie.  Mlecz wyrośnie wszędzie w każdych warunkach, nawet w szczelinie asfaltu. Potrzebuje tylko troszkę ziemi i troszkę wody. Potrafi „zamknąć się na świat”, by zatopić się w sobie, w swoim wnętrzu. Potrafi czekać, chowając w sobie to żółte słońce J 
Potrafi też odrodzić się na nowo po ścięciu.
Z człowiekiem jest podobnie. Człowiek potrzebuje troszkę miłości i troskliwości, by odnaleźć się w nowych niekoniecznie sprzyjających warunkach. Potrzebuje drugiego człowieka, Bożego promyka.
Zatopienie w sobie, w swoim wnętrzu…, by odnaleźć w sobie dary jakimi nas obdarzył Wszechmocny. I tutaj wcale nie chodzi o egoizm i wyliczenie tych wspaniałości i zalet jakie w niewątpliwy sposób posiadamy. Chodzi też o wyjawienie przed sobą samym swoich słabości, niemocy. Prawdziwą siłą jest dostrzeżenie swoich niedoskonałości i próba walki. Nawet jeśli jeszcze 1oo razy może nie wyjść.
Z żółtego mlecza następuje przerodzenie w delikatnego, przejrzystego dmuchawca. I zaczynamy kolejny etap, coś zupełnie nowego. Czy ta mała cząstka, niesiona przez wiatr jest słaba? Być może za taką uchodzi. Za słabą, bez wartości, bez sensu.  Ale ta mała cząstka smagana wiatrem, niesiona gdziekolwiek opada i……daje NOWE ŻYCIE.
Nic bardziej mylnego.  Człowiek otwarty na powiew wiatru, na dary Ducha nigdy nie będzie słaby. Duch wieje gdzie chce…


Tęsknię za... niebem

  Zaczynamy Adwent.... Ewangelia pierwszej niedzieli kreśli program jaki każdy z nas może podjąć w tym czasie. Czas oczekiwania powinien być...