niedziela, 10 maja 2020

Jubileusz







                       JUBILEUSZ








34 lata temu moi kochani rodzice powiedzieli sobie przed Bogiem, że do końca swoich dni będą się wspierać i kochać. I choć nie ma ich już z nami, to wierzę, że tam gdzie śmierć już nie panuje są i świętują tam swój jubileusz.
I mogą doczepić się tu teolodzy, sama jestem niby takim jeszcze niedoszłym… Ale skoro w niebie jest sama MIŁOŚĆ… Nie chcę tutaj urządzać nie wiadomo jakich wywodów mniej lub bardziej teologicznych. Ale kiedy słyszę pytanie od kogoś przeżywającego jakąś trudność, cierpienie „gdzie był Bóg?” „Dlaczego tak się stało?” „Przecież tyle jeszcze było przed nimi”, „Czy Bóg nie widzi?”, to tak jakbym słyszała siebie sprzed dwóch lat.

Dokładnie 10 maja 2018 roku doszła do mnie wiadomość o raku trzustki u mojego taty. Wynik z łacińską nazwą (wtedy naprawdę pożałowałam znajomości tych nazw z biologii). Nie chcę tutaj się żalić i opowiadać jak to było…
 Chcę podzielić się doświadczeniem bliskości Boga w moim życiu, w życiu moich rodziców. Mega prości ludzie, pracowici i jak się okazywało na każdym kroku mega wierzący. Nie bez problemów, czasem mniejszymi, a czasem większymi. Mama księgowa, tata kierowca na rencie. Ale zawsze razem. Oddani swojej pracy, ludziom, rodzinie.
I ktoś może powiedzieć… - wiara, a właściwie co to takiego, co ona im dała?

Wiara była fundamentem ich życia. Fundament to Chrystus i słyszymy to wielokrotnie w Ewangelii. Słyszymy, słuchamy ale czy słyszy to nasze serce?. Bo budowle można wznosić nie wiadomo jak wysokie i jak okazałe. Ale jeśli fundament jest kiepski to wszystko się posypie. Wierzyli w Boga, który mimo wszystko jest z człowiekiem, który przebacza, który naucza, który pokazuje na drogę jaką mamy iść. Oni nigdy nie przygotowywali sobie latarek, którymi my często oświetlamy sobie grunt pod nogi, aby się nie przewrócić. Człowiek wiele razy się przewróci, mądrość polega na tym, by z tego upadku wstać silniejszym i wierniejszym w pełnym zaufaniu, bo to On jest światłem oświecającym. Nigdy nie wybiegali w daleką przyszłość, nie układali planów na wakacje, które przeważnie spędzali razem w domu, na wspólnej pracy, odpoczynku w gronie rodziny. Tacy właśnie byli… I mimo tego, że po ludzku świat im się posypał to ufali w to, że taką drogą prowadzi ich ŚWIATŁO- Chrystus.

Bardzo Wam kochani rodzice dziękuję, że nauczyliście mnie wiary, nie logiki i filozofii. Choć dbaliście o rozwój mojego brata i mnie i cieszyliście się każdym naszym sukcesem. 
Dziękuję, że nauczyliście mnie pracy i oddania drugiemu. 
Nauczyliście mnie miłości i służby bez specjalnych zaproszeń. Nauczyliście mnie życia, nie owianego wygodą i bogactwem. Nauczyliście mnie uczciwości i prawdy.

Bardzo Was Kocham.

1 komentarz:

Tęsknię za... niebem

  Zaczynamy Adwent.... Ewangelia pierwszej niedzieli kreśli program jaki każdy z nas może podjąć w tym czasie. Czas oczekiwania powinien być...