JUBILEUSZ
34 lata temu moi kochani rodzice powiedzieli sobie przed
Bogiem, że do końca swoich dni będą się wspierać i kochać. I choć nie ma ich już
z nami, to wierzę, że tam gdzie śmierć już nie panuje są i świętują tam swój
jubileusz.
I mogą doczepić się tu teolodzy, sama jestem niby takim
jeszcze niedoszłym… Ale skoro w niebie jest sama MIŁOŚĆ… Nie chcę tutaj urządzać
nie wiadomo jakich wywodów mniej lub bardziej teologicznych. Ale kiedy słyszę
pytanie od kogoś przeżywającego jakąś trudność, cierpienie „gdzie był Bóg?” „Dlaczego
tak się stało?” „Przecież tyle jeszcze było przed nimi”, „Czy Bóg nie widzi?”,
to tak jakbym słyszała siebie sprzed dwóch lat.
Dokładnie 10 maja 2018 roku doszła do mnie wiadomość o raku
trzustki u mojego taty. Wynik z łacińską nazwą (wtedy naprawdę pożałowałam znajomości
tych nazw z biologii). Nie chcę tutaj się żalić i opowiadać jak to było…
Chcę podzielić się
doświadczeniem bliskości Boga w moim życiu, w życiu moich rodziców. Mega prości
ludzie, pracowici i jak się okazywało na każdym kroku mega wierzący. Nie bez
problemów, czasem mniejszymi, a czasem większymi. Mama księgowa, tata kierowca
na rencie. Ale zawsze razem. Oddani swojej pracy, ludziom, rodzinie.
I ktoś może powiedzieć… - wiara, a właściwie co to takiego,
co ona im dała?
Wiara była fundamentem ich życia. Fundament to Chrystus i
słyszymy to wielokrotnie w Ewangelii. Słyszymy, słuchamy ale czy słyszy to
nasze serce?. Bo budowle można wznosić nie wiadomo jak wysokie i jak okazałe.
Ale jeśli fundament jest kiepski to wszystko się posypie. Wierzyli w Boga,
który mimo wszystko jest z człowiekiem, który przebacza, który naucza, który
pokazuje na drogę jaką mamy iść. Oni nigdy nie przygotowywali sobie latarek,
którymi my często oświetlamy sobie grunt pod nogi, aby się nie przewrócić.
Człowiek wiele razy się przewróci, mądrość polega na tym, by z tego upadku
wstać silniejszym i wierniejszym w pełnym zaufaniu, bo to On jest światłem
oświecającym. Nigdy nie wybiegali w daleką przyszłość, nie układali planów na
wakacje, które przeważnie spędzali razem w domu, na wspólnej pracy, odpoczynku
w gronie rodziny. Tacy właśnie byli… I mimo tego, że po ludzku świat im się
posypał to ufali w to, że taką drogą prowadzi ich ŚWIATŁO- Chrystus.
Bardzo Wam kochani rodzice dziękuję, że nauczyliście mnie wiary, nie logiki
i filozofii. Choć dbaliście o rozwój mojego brata i mnie i cieszyliście się każdym
naszym sukcesem.
Dziękuję, że nauczyliście mnie pracy i oddania drugiemu.
Nauczyliście
mnie miłości i służby bez specjalnych zaproszeń. Nauczyliście mnie życia, nie owianego wygodą i bogactwem. Nauczyliście mnie uczciwości i prawdy.
Bardzo Was Kocham.
Twoi rodzice byliby dumni z mądrej i kochanej córki.
OdpowiedzUsuń