Ostatnio dostałam książkę z dedykacją (p.s. bardzo dobra J).
Dedykacja zawierała m.in. takie słowa „szczęścia płynącego z
nieogarniania”. Pomyślałam sobie „hm zabawne”. Przecież najlepiej jak mam
wszystko ustalone, ogarnięte,
zorganizowane. Jak wszystko ma sens to jakoś tak człowiek spokojniejszy i to
przynosi szczęście My często kładziemy swoją całą energię i koncentrację na to,
co w przyszłości, jak zapewnić sobie byt, jak utrzymać linie, młody wygląd.
Plan na najbliższy tydzień, miesiąc, rok. Wakacje zaplanowane co do godziny.
Rzeczywistość nigdy nie dostosowuje się do naszych
oczekiwań. Niejednokrotnie jest zupełnie inaczej niż sobie zaplanujemy czy
wymarzymy...
Kiedy obserwujemy to, co się dzieje albo brakuje nam sił i
rezygnujemy albo tak się nakręcamy, że nie potrafimy włączyć zdrowego rozsądku
i podejść do problemu, sytuacji z zimną głową ale z gorącym sercem. Do
informacji, sytuacji podejść na chłodno, ale z sercem otwartym i pełnym
miłości. Przy osobie stać blisko, na tyle by się nie przewróciła, a być na tyle
oddzielnie, by nie pisać scenariuszy na jej życie. Świat traktujemy często jak
bazar na którym chcemy kupić trochę współczucia i czas, może trochę uwagi.
A Bóg konkretne wydarzenie, osobę jaką stawia na naszej
drodze stawia po to, by nas uwolnić od redukcjonizmu, od tłamszenia się w
swojej małej historii, od rozdęcia naszego „ja”. Mamy wzmocnić swoją wartość,
lecz nie na zasadzie „pokaże wszystkim”, „jestem super, bo mam znajomości
układy”. Wartość posiadam ja i Ty już od pierwszej chwili życia. Nie warto
czekać na to co niemożliwe, trzeba sięgać po to, co osiągalne. Nasz horyzont
jest mocno ograniczony. Patrzymy na mały wycinek naszej historii. Boża
perspektywa jest dużo szersza. My patrzymy tylko na to co doczesne, liczy się
wykształcenie, pieniądze. Bóg nasze życie postrzega w perspektywie wieczności,
nie w perspektywie naszych działań tu na ziemi. Bóg nigdy nie narzuca swojej woli. Tylko robi
to nasz WRÓG, szatan, który nieustannie dzieli, wprowadza zamęt i lęk. Bóg nie
zabrania czegoś definitywnie, nie podejmuje decyzji za ciebie i mnie, nie
ponosi też konsekwencji twoich i moich wyborów.
Bardziej niż o cuda trzeba byśmy prosili o to byśmy umieli
przyjąć burze, tsunami, pożary. Byśmy umieli pośród trudów doświadczać Jego
bliskości. Byśmy nie pomyśleli, że Bóg nas opuścił, że mówi „Zawaliłeś radź
sobie sam”. Byśmy nawet pośród ciemności nie tracili ufności, że Bóg jest i nie
zostawia na mieliźnie.
Lepiej jest nie ogarniać a być ogarniętym.
P.S Dziękuje w tym miejscu pewnemu człowiekowi, który dał mi
inspirację, napisał wspomnianą książkę z dedykacją, a którego poznałam jakieś
1,5 roku temu zapraszając go na sobotni obiad do sióstr J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz