poniedziałek, 19 października 2020

NIE OGARNIAĆ I BYĆ OGARNIĘTYM.

 



Ostatnio dostałam książkę z dedykacją (p.s. bardzo dobra J).

Dedykacja zawierała m.in. takie słowa „szczęścia płynącego z nieogarniania”. Pomyślałam sobie „hm zabawne”. Przecież najlepiej jak mam wszystko  ustalone, ogarnięte, zorganizowane. Jak wszystko ma sens to jakoś tak człowiek spokojniejszy i to przynosi szczęście My często kładziemy swoją całą energię i koncentrację na to, co w przyszłości, jak zapewnić sobie byt, jak utrzymać linie, młody wygląd. Plan na najbliższy tydzień, miesiąc, rok. Wakacje zaplanowane co do godziny.

Rzeczywistość nigdy nie dostosowuje się do naszych oczekiwań. Niejednokrotnie jest zupełnie inaczej niż sobie zaplanujemy czy wymarzymy...

Kiedy obserwujemy to, co się dzieje albo brakuje nam sił i rezygnujemy albo tak się nakręcamy, że nie potrafimy włączyć zdrowego rozsądku i podejść do problemu, sytuacji z zimną głową ale z gorącym sercem. Do informacji, sytuacji podejść na chłodno, ale z sercem otwartym i pełnym miłości. Przy osobie stać blisko, na tyle by się nie przewróciła, a być na tyle oddzielnie, by nie pisać scenariuszy na jej życie. Świat traktujemy często jak bazar na którym chcemy kupić trochę współczucia i czas, może trochę uwagi.

A Bóg konkretne wydarzenie, osobę jaką stawia na naszej drodze stawia po to, by nas uwolnić od redukcjonizmu, od tłamszenia się w swojej małej historii, od rozdęcia naszego „ja”. Mamy wzmocnić swoją wartość, lecz nie na zasadzie „pokaże wszystkim”, „jestem super, bo mam znajomości układy”. Wartość posiadam ja i Ty już od pierwszej chwili życia. Nie warto czekać na to co niemożliwe, trzeba sięgać po to, co osiągalne. Nasz horyzont jest mocno ograniczony. Patrzymy na mały wycinek naszej historii. Boża perspektywa jest dużo szersza. My patrzymy tylko na to co doczesne, liczy się wykształcenie, pieniądze. Bóg nasze życie postrzega w perspektywie wieczności, nie w perspektywie naszych działań tu na ziemi.  Bóg nigdy nie narzuca swojej woli. Tylko robi to nasz WRÓG, szatan, który nieustannie dzieli, wprowadza zamęt i lęk. Bóg nie zabrania czegoś definitywnie, nie podejmuje decyzji za ciebie i mnie, nie ponosi też konsekwencji twoich i moich wyborów.

Bardziej niż o cuda trzeba byśmy prosili o to byśmy umieli przyjąć burze, tsunami, pożary. Byśmy umieli pośród trudów doświadczać Jego bliskości. Byśmy nie pomyśleli, że Bóg nas opuścił, że mówi „Zawaliłeś radź sobie sam”. Byśmy nawet pośród ciemności nie tracili ufności, że Bóg jest i nie zostawia na mieliźnie.

Lepiej jest nie ogarniać a być ogarniętym.

P.S Dziękuje w tym miejscu pewnemu człowiekowi, który dał mi inspirację, napisał wspomnianą książkę z dedykacją, a którego poznałam jakieś 1,5 roku temu zapraszając go na sobotni obiad do sióstr J

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tęsknię za... niebem

  Zaczynamy Adwent.... Ewangelia pierwszej niedzieli kreśli program jaki każdy z nas może podjąć w tym czasie. Czas oczekiwania powinien być...