Dziś o Zacheuszu- bardzo lubię tę Ewangelię. Zacheusz- zwierzchnik celników, jedno z pierwszych słów o nim to „bardzo bogaty”. Zapewne wszyscy mu zazdrościli, bogactwo to przecież coś co daje niezależność, pewną stabilność, łatwość, przyjemności itd. Wszystko co na pierwszy rzut oka zdaje się być ważne, wartościowe. Dom w którym mieszkał zapewne był piękny. Mimo wielkich dóbr, niekoniecznie uczciwie zdobytego był nieszczęśliwy. Samotny, bez przyjaciół. No bo przecież nikt nie trzyma z takim człowiekiem.
Mieć wszystko, a nie mieć nic to wręcz tragiczne położenie.
CHCIAŁ to być może było to, co go uratowało. Między innymi od pozbawienia się wiecznego szczęścia. Chęć i pragnienie, może na początku ciekawość doprowadziły do spotkania. Bez chęci nie zdołamy uczynić nawet najmniejszego kroku.
Trochę przypomina mi to obraz współczesnego świata, moich uczniów, ludzi, których spotykam i sytuacji w Kościele. Niejednokrotnie bez większych pragnień, bez chęci, bez celu...z dudniącą gdzieś tam w środku pustką. Biegnący, szukający wrażeń, gdzie przeważa postawa, by mieć więcej lepiej. Kościół miejsce Boga, mój dom, a jednocześnie miejsce gdzie tyle jest grzechu... Słysząc to wszystko, oglądając choćby wiadomości, przeglądając komentarze doświadczając wyśmiania, oceny, opinii, osądów. Doświadczając braku chęci, jakiejkolwiek oznaki szacunku.... Idę nie rezygnuję, bo wiem, że miejsce grzechu może stać się miejscem cudów. Idę bo tam gdzie grzech, tam On może rozlać swoją łaskę jeszcze obficiej. Idę bo wiem, że jestem JEGO, Tego który przyszedł ocalić i zbawić to, co ginie. On jest Tym, który nie przestał pamiętać o mnie, o nim, o niej, o tobie.