Teksty do medytacji
Ef 4, 1-5
Mt 14, 22-33
Końcówka
jest zawsze najtrudniejsza, wymagająca najwięcej energii, samozaparcia się. W naszych adwentowych zmaganiach „rozkręcających”
wkraczamy w decydującą fazę. Przechodzimy chyba do najtrudniejszej relacji, do
relacji z samym sobą. Ze sobą jesteśmy częściej niż z kimkolwiek innym.
Człowiek jest skomplikowanym bytem, i chyba nawet każdy osobiście tak całkowicie
siebie nie zna. Zna nas do końca Stwórca. Dlatego zaczęliśmy od relacji z
Bogiem. To Jego powinniśmy stale pytać, właśnie PYTAĆ, o to jaki/a jestem, jaki
powinienem powinnam być. Słowo Boże daje nam wskazówki więc otwierajmy je i
ŻYJMY!
***
Ważne
jest by mieć ze sobą życzliwą relację. To jak traktujesz innych ludzi
odzwierciedla twoją relację do samego siebie. Oczywiście złoty środek we
wszystkim również w relacji
z samym sobą, by nie popaść w samo zachwyt, samouwielbienie czy coś równie
niefajnego J Wiadomo, że każde ludzkie
zachowanie ma jakiś swój początek. Może to być wypadkowa relacji w domu,
jakichś przykrych i trudnych wydarzeń. Trzeba mieć tego świadomość. Ale też
uczciwie wobec siebie zadać pytanie „Czy miałem/am na to wpływ?” „Czy było to
ode mnie zależne?” Dziecko jest przecież trochę jak walizka, co się w nią spakuje
to będzie niosło. Ciężko jest jednak zrobić krok do przodu kiedy patrzymy
wstecz na wydarzenia na jakie nie mieliśmy wpływu. Nie chodzi o użycie czarodziejskiej
gumki, która wymaże wspomnienia lub programu do sprzątania plików w naszej
głowie. Chodzi o przebaczenie
i przyjęcie siebie z Bożą Miłością. Uczyć się na błędach ale też stawiać sobie
wymagania. Żyć prawdziwie z odpowiedzialnością za każde wypowiedziane słowo.
Również to wypowiedziane do samych siebie- to jest chyba najtrudniejsze.
***
Łatwiej
jest być rozsmakowanym we własnej słabości w ciężkiej historii. Bo lepiej
wracać ciągle do tego jaki jestem biedny/a, rodzice mnie nie kochali, „byłem/am
wpadką”, jestem chory/a, nie chce mi się żyć, wszystko bez sensu itd. Przyjąć
siebie z Bożą miłością. To baaardzo trudne. O ile łatwo jest przyjąć drugiego
to siebie niekoniecznie. Wzorem jest Maryja. Ona - pokorna służebnica Pana.
Pokornie czuła się najmniej ważna, a jednocześnie czuła się najpiękniejszą
księżniczką, w oczach Najwyższego.
***
Należy
znać swoją wartość, przy tym nie pomniejszając wartości drugiego człowieka. Tu
nasuwa się pytanie: Czy nie jesteś dla siebie surowy? Krytyk, który nie pozwala
na choćby najmniejsze potknięcia nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy. Jestem
emocjonalny, wrażliwy. Nie ma dobrych i złych emocji, one po prostu są. Zaakceptuj je i staraj się je
obrócić w twoją siłę. Czasem trudno nam polubić siebie ze względu na
nieśmiałość, wrażliwość, wybuchowość czy po prostu przez swoją historię. Ale jeśli ktoś wyraża swoją złość,
rozczarowanie, radość to przynajmniej z mojej perspektywy jest bardziej
autentyczny. Oczywiście należy łączyć rozum i serce, a nie je rozdzielać. Ale
wyobraźmy sobie „człowieka- mózg”, który kieruje się tylko rozumem, lub
człowieka, którym kieruje tylko serce. Czasami przecież nie ma logicznego
wytłumaczenia pewnych sytuacji, postaw.
Cytując
„ nie jest najważniejsze byś był/a lepszy od innych, bo najważniejsze jest to
byś był lepszy od samego siebie z dnia wczorajszego”.